Centrum Wrocławia, środowe popołudnie, temperatura dość wysoka. W okolicach przejścia podziemnego na Świdnickiej zaczynam zauważać coraz więcej mężczyzn pod krawatem i w marynarkach w średnim wieku i w towarzystwie całkiem elegancko ubranych pań w zwiewnych sukienkach. Czerwony dywan przed budynkiem Opery Wrocławskiej. Rozstawieni ochroniarze i hostessy z jakiejś agencji modelek. Zatrzymuję się i pytam pana w odblaskowej kamizelce z napisem Sky Tower (w socjologii taka metoda pozyskiwania danych nazywa się bodajże wywiadem spontanicznym).
–Przepraszam, co tu się dzieje, czy to jakiś bankiet z okazji otwarcia Galerii w Sky Tower?
-Nie – dowiaduję się. Endjo Morricone gra.
Sky Tower, jakby ktoś nie wiedział, to obecnie najwyższy budynek w Polsce, jeśli chodzi o wysokość do dachu. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie przewyższa go o 18 metrów iglicy i na razie nie zanosi się, aby gdzieś na terenie Polski stanął wyższy budynek. Pomysłodawcą i głównym inwestorem jest Leszek Czarnecki (właściciel Get’in Banku,Open Finance, kilku innych instytucji finansowych i mąż Jolanty Pieńkowskiej). Otwarcie tego wieżowca to faktycznie ważne wydarzenie dla Wrocławia, Dolnego Śląska i pewnie całej Polski i pewnie dlatego na uroczystość zaproszono wielu znanych gości:Lecha Wałęsę, Leszka Balcerowicza – sam też zaprosiłbym tylko swoich znanych imienników;-) – czy wspomnianego już Ennio Morricone).
Ten ostatni, włoski kompozytor muzyki filmowej jednak nie grał, wbrew temu, co powiedział pan ochroniarz (weryfikacja wiedzy respondenta zwykle bywa mniej banalna!), a dyrygował rzymską orkiestrą wykonującą zapewne jego kompozycje. Tu chciałbym się zatrzymać na moment, bo myślę, że zaproszenie p. Morricone mówi nam coś ciekawego o funkcjonowaniu muzyki nie-popularnej bądź nie-rozrywkowej we współczesnym polskim społeczeństwie.
Zaproszenie do Wrocławia na otwarcie Sky Tower twórcę muzyki filmowej – moim zdaniem – świadczy o pozycji muzyki jako sfery kultury, gustach elit oraz odbiorze zachowań elit przez tych, którzy do nich nie należą.<
Zacznijmy od końca. Mam przeczucie, że zauważalna zbiorowość będąca nie-elitami mocno fascynuje się życiem elit (aktorów, polityków, dziennikarzy, celebrytów). Czytając Fakt, SuperEkspress czy Pudelka podglądają, co jest modne, co należy nosić, oglądać i też czego należy słuchać. Akceptacja jakiegoś dobra kultury przez elity sprawia, że część osób socjalizuje się do elitarnego (a dokładniej mówiąc pseudo-elitarnego) gustu. Wiadomość dla tzw. mas jest następująca: Ennio Morricone to ktoś wart zaproszenia na otwarcie największego polskiego wieżowca, który jest własnością czwartego na liście Forbesa najbogatszego Polaka, a więc ktoś kto musi robić na prawdę dobrą muzykę.
Co do gustów elit, czyli tych którzy decydowali kogo zaprosić na tę uroczystość, kto swoją obecnością i działalnością na prawdę ją uświetni, kto wreszcie wrzuci ją na wyższy poziom ukulturalnienia, to właściwie muzycznie wielkiego wyboru nie było. Należy pamiętać bowiem o tym, że fakt istnienia i rozwoju kultury popularnej zmienił również oblicze i zasady funkcjonowania w ramach tzw. kultury wyższej. Ennio Morricone nie napisał żadnej sonaty, symfonii, mszy czy nawet operetki. Jest kompozytorem muzyki filmowej, którego słynnym uczyniły westerny, będące istotnym elementem rosnącej w siłę popkultury w latach 1950tych i 1960tych w USA. Przebywając przez dwa dni poprzedzające koncert orkiestry pod batutą Ennio Morricone w Katedrze Muzykologii UWr, rozmawiając z muzykologami i studentami muzykologii nie odczułem, aby dla kogokolwiek było to muzyczne wydarzenie sezonu. Nie chcę stawiać tezy, że Morricone dla muzykologów jest jak Paulo Coelho dla filologów/filozofów – synonimem kiczu, lecz zdaje mi się, że nie jest to muzyka wymagająca od odbiorcy gruntowniejszego przygotowania estetycznego.
Dlaczego więc elity oddają hołd kompozytorowi o którym specjaliści nie wypowiedzieliby się równie entuzjastycznie? Bo po pierwsze obecne polskie elity z awansu społecznego pod względem partycypacji kulturalnej nie różnią się diametralnie od nie-elit. Nie zaproszono co prawda Piotra Rubika, a Ennio Morricone, ale rodzaj udawania religijnego misterium muzyki hiper-poważnej myślę, że ma miejsce w przypadku obu wykonawców. Ponadto, istotne zdaje się jeszcze to, co ogarnia zarówno elity, jak i nie-elity, czyli oddziaływanie sfery wizualnej na sferę audialną i tu decyzja Ennio Morricone, by zajmować się tylko muzyką filmową była karierowym strzałem w dziesiątkę, ponieważ to nie wartość muzyczna nadała mu mocną pozycję w polu muzyki, a rodzaj katapulty jakim dla jego twórczości stał się film.
Jednak proszę nie odczytywać tych słów jako jeremiady, tylko jako analityczne spojrzenie na współczesne polskie elity.