Burze internetowe tym różnią się od zjawisk atmosferycznych, że pojawiają się najczęściej przy błahych powodach. Spirala nakręcana jest poprzez kolejne publikacje, które nie muszą wnosić nic do rozwiązania czy nawet zrozumienia problemu, lecz składają się z powielenia kilku faktów i zadaniu pseudokontrowersyjnego pytania mającego prowokować do wylewania emocji w komentarzach, których redakcja zazwyczaj nie czyta. Wyjątkiem może być wybranie kilku skrajnych wypowiedzi i po ich złożeniu publikacja nowego artykułu ukazującego powagę sporu, który bez pierwotnego – wcześniej wspomnianego nakręcania nie wywoływałby tak skrajnych emocji. Nadmienię, że emocji wylewanych anonimowo i tyleż interesujących osoby odpowiedzialne za powstanie momentu zapalnego o ile komponują się w spiralę podkręcając całą maszynerię.
Istotnym pytaniem wydaje się być kto rzeczywiście decyduje o zaistnieniu danego zjawiska. Na ile publiczność jest w stanie drwić z krytykowanego, a jednak dalej chętnie oglądanego programu. Przykład fińskiego zespołu Lordi, który wygrał konkurs Eurowizji w 2006 roku był odbierany jako drwina widzów z organizatorów. Podnoszące się głosy o niskim poziomie artystycznym eventu skonfrontowały się z wydarzeniem artystycznym podsycanym mgiełką tajemniczości budowanej przez członków zespołu przez lata. Podobne zabiegi były stosowane przez innych wykonawców. Należałoby do nich zaliczyć udział w eliminacjach krajowych na Białorusi Lavona Volskiego lidera opozycyjnego wobec aktualnej władzy zespołu N.R.M (Niezależnaja Respublika Mroja / Niezależna Republika Marzeń), który powstał po rozpadzie zespołu Mroja, gdy w ramach represji jeden z członków grupy przepadł bez wieści [http://www.youtube.com/watch?v=4nborF7VtQ8]. O ile Volski nie uzyskał kwalifikacji o tyle Gruzja po tzw. wojnie pięciodniowej wystawiła na finał Eurowizji mający odbyć się w Moskwie utwór zatytułowany „We Don’t Wanna Put In” [http://www.youtube.com/watch?gl=PL&hl=pl&v=Oa9wnRamGSA]. Wymiar polityczny zawartej w niej gry słów skłonił organizatorów do przekonania przedstawicieli Gruzji, aby wycofali się z tego pomysłu. Wówczas to organizatorzy pokazali w sposób dobitny, że w ramach produkowania show demokracja nie ma zastosowania.
W tym roku Telewizja Polska wycofała się z udziału w konkursie Eurowizji i tym samym zamknęła się dyskusja co do wartości artystycznej utworów, które wysyłamy w świat. Okazuje się, że nasze społeczeństwo bardzo dotkliwie choć początkowo w sposób milczący odebrało tak ową decyzję. Substytutem odkrywającym potencjał gromadzony na krajowe eliminacje Eurowizji wybuchł wczoraj dzięki finałowi konkursu polskiego hymnu na Euro 2012. Konkurs nie nowy, bo jeszcze w poprzednim systemie społeczno-politycznym z okazji udziału piłkarskiej reprezentacji Polski w imprezach rangi mistrzowskiej lansowano Marylę Rodowicz, Bohdana Łazukę czy Andrzeja Rosiewicza. Podobne wydarzenia miały miejsce przed mundialem w 2002 roku, choć hymn w wykonaniu Edyty Górniak (aranżacja Adam Sztaba) odciągnął uwagę od innych utworów muzycznych wykonywanych przy tej okazji. Okazuje się, że od strony wypromowania się konkursy takie potrafią przyciągnąć najróżniejszych wykonawców od blednących gwiazd poprzez młodych i ambitny kończąc na wykonawcach egzotycznych w mainstreamowych mediach.
Ci ostatni stają się coraz większą siłą celebryckich show. Wykonawcy będący na skraju niszowego gatunku, często uznawani w środowisku z którego się wywodzą za ludzi tworzących pod publiczkę przez co stygmatyzowani i wykluczani z centrum wydarzeń. Świadomi takich ułomności i świadomie wchodzących w nieczystą – z perspektywy niszowego artysty – grę z mainstreamem – potrafiący przyznać się do bycia „popową popierdułką”. Flirt niektórych wykonawców wywodzących się z nawiązań folkowych, hip-hopowych, reaggowych przekłada się też na pojawianie się tych artystów na zapleczach konkretnych partii politycznych. Jest to analogiczna sytuacja do kampanii prezydenckiej z 1995 roku, gdy sztab Aleksandra Kwaśniewskiego skutecznie wykorzystał ówczesną popularność nurtu disco-polo.
„Koko euro spoko” od razu zetknął się z falą krytyki, która może być przytłaczająca dla członkiń zespołu „Jarzębina”. Zetknięcie się z kulturą proponowaną przez mainstream zazwyczaj oznacza bezwzględne wchłonięcie i wykorzystanie danego elementu. O mechanizmach kultury masowej pisała Antonina Kłoskowska w swojej „Teorii kultury masowej”. Ważnym dla prawdopodobnie przypadkowo wciągniętych w te mechanizmy „Jarzębin” jest posiadanie odpowiedniego zaplecza, które uchroni je przed bezwzględnością jaka spotkała nieświadomego własnej sytuacji Krzysztofa Kononowicza.
Innym elementem istotny do poruszenia akurat dzisiejszego dnia jest świadomość młodego pokolenia i rozumienia takich pojęć jak patriotyzm. O ile Lordi był rozpatrywany jako udany pastisz i kpina, o tyle pojawiające się komentarze w nurcie wstydu za Polskę, odcięcia się od wyboru, którego sami dokonaliśmy wysyłając sms-y (lub nie), ale powielając informacje o wyborze, nabijając liczniki oglądalności tym samym podnoszą rangę wydarzenia idealnie wpisując się w scenariusz odpowiadajacy osobom decyzyjnym i stojącym za wyborem finałowej dziesiątki utworów. Komentujący w takim tonie na własnych tablicach portali społecznościowych nie pamiętają o Konstytucji 3 maja, ale narzekają na obciach jaki im ktoś zgotował. Kim są Ci wybierający? Otóż każdy będzie miał własną interpretację mówiącą o osobach, którym utwór podoba się od strony muzycznej, o resentymentach ludowych, o pastiszu i celowym wybraniu „Koko euro spoko” i każdy będzie miał kawałek racji, gdyż na pulę głosujących zapewne złożyli się ci wszyscy ludzi razem osiągając swój mały sukces. Dla każdej motywacji będzie miał on inny wymiar i znaczenie.
Oburzenie jakie targa opisaną wyżej częścią internautów nakręcających tak nielubianą przez siebie burzę może wynikać z ich rzeczywistych kompleksów wobec państw zachodnich. Tych kompleksów z całą pewnością nie posiadają osoby, którym zwycięski utwór najzwyczajniej się podoba. Wykreowana przez mainstream rzeczywistość skłania ich do wyparcia własnych kompleksów poprzez przypisanie tak owych osobom pozornie odpowiedzialnym za powstałą sytuację. Tym samym dają się jeszcze mocniej wciągać w mechanizmy spirali będąc narzędziami jak i mimowolnymi odbiorcami własnych emocji, których według kreujących rzeczywistość mediów winni się wstydzić. Tym bardziej bolesna jest dla nich suwerenność nucących pod nosem:
„Koko, koko Euro spoko,
piłka leci hen wysoko”
tak jak dawniej naśmiewano się z piłkarzy i kibiców Widzewa Łódź wspólnie śpiewających po wygranym meczu „Waka waka eee-e”